Dopiero co byli odurzeni wolnością, która wybuchła po rozstrzelaniu w grudniu 1989 r. dyktatora Rumunii Nicolae CeauŞescu. Lucian Muntean miał wtedy 16 lat i chodził do sławnej Bergschule, szkoły na górze, jak w Sighisoarze nazywa się Liceum im. Josepha Haltricha. To jedna z najstarszych szkół w Europie. Założona przez Sasów. W 1648 r. dla wygody uczniów praktyczni mieszczanie zbudowali zadaszone schody, prowadzące z miasta do budynku Bergschule; 175 wysokich stopni, ich pokonanie wywołuje zadyszkę nawet u wysportowanych. Wspomnienie codziennej wspinaczki po wiedzę jest wspólnym doświadczeniem pokoleń absolwentów.
– W 1990 r. przyszedłem do szkoły po wakacjach i przeżyłem szok – wspomina Lucian. – Z naszej trzydziestoosobowej klasy zostało dziesięciu uczniów, samych Rumunów. Tego lata Sasi wyjechali z rodzicami do Niemiec.
Dzisiaj Lucian jest fotoreporterem najstarszej i jednej z największych rumuńskich gazet, „Adevarul”. W czasie wolnym od redakcyjnych obowiązków jeździ po siedmiogrodzkich wsiach i fotografuje Sasów. Tych, którzy jeszcze pozostali.
Wspomnienia w aksamicie
Pastor Eginald Schlattner rzuca rzecz na szersze tło: – Przed drugą wojną było nas 300 tys. Przez kolejne cztery lata ubyło 100 tys. Po wojnie było jeszcze kogo deportować na Wschód. Dzisiaj w całym Siedmiogrodzie mieszka 13 tys. Sasów, głównie starcy.
Urodzony w 1933 r. Schlattner ma na karku pokaźny bagaż doświadczeń. Spisał je w trzech powieściach: „Kogut bez głowy”, „Czerwone rękawiczki” i „Fortepian we mgle” (recenzowana przez POLITYKĘ 4/2010).